Tak, zdecydowałem się 1 stycznia 1968.
W końcu jestem socjologiem i wiedziałem, dokąd sprawy idą. Widziałem, że odrzucone zostały ostatnie pozory uniwersalizmu, ogólnoludzkich wartości i odbywa się już tylko goła walka o władzę, która — jak sądziłem — będzie posługiwać się szowinistycznym populizmem. Więc oczywiste stawało się, że wreszcie trzeba podjąć decyzję w sprawie, która była dla mnie dramatyczna już od dłuższego czasu. W jakimś momencie trzeba jednak wyjść z tej partii, trzeba przestać to firmować nawet pośrednio, przez sam fakt przynależenia. [...]
Pamiętam, że siedzieliśmy z żoną w „Lajkoniku” na Placu Trzech Krzyży — nasze mieszkanie było już na podsłuchu — i rozmawialiśmy. Było pusto, bo ludzie przepici po nocy sylwestrowej odsypiali w domach. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak to ma być dalej. Co mają w tych warunkach robić nasze córki, za które przecież też braliśmy odpowiedzialność.
Decyzja o wystąpieniu z partii była przekreśleniem całego dotychczasowego życia. I nie było łatwo wybrać moment, w którym powiem: ja już więcej nie mogę. Bo jeżeli mówię 1 stycznia 1968, że już więcej nie mogę, to przecież powinienem to wiedzieć dwa, trzy lata wcześniej. A jeżeli tak, to — dlaczego nie wiedziałem piętnaście lat wcześniej? Tą decyzją dewaluowałem wszystko, co robiłem przedtem.
Ostatecznie 6 stycznia oddałem legitymację.
6 stycznia
Krajobraz po szoku, oprac. Anna Mieszczanek, Warszawa 1989.